Chcemy uratować życie postrzelonego w nogę policjanta i opłacić naukę jego dzieci w Afryce.
Przedstawiam wszystkim pierwszego podopiecznego naszej Fundacji, którym jest Kingsley, oficer policji z Nigerii, aktualnie przebywający w Polsce.
Kingsley |
Ten post powstał kilka miesięcy temu. Opublikowałam go na grupie z facebooka: „Forum Inspiracji Kulturalnych” pragnąc, by ktoś mi powiedział, żeby się nie poddawać.
Chciałam się podzielić z Wami historią, która przydarzyła mi się niedawno i trwa do tej pory. Kilka lat temu, wraz z mężem, szukając partnera do konwersacji po angielsku, poznaliśmy oficera policji z Nigerii i zawiązała się między nami przyjaźń, która umocniła się po tym jak udało się nam spotkać osobiście. W listopadzie zeszłego roku przyjechał tu do Polski, do pracy, ale zanim zaczął pracować, skorzystał z naszego zaproszenia - 2 tygodnie gościny na odbycie obowiązkowej kwarantanny.
Kingsley – bo tak brzmi jego
imię - przyjechał do nas bezpośrednio z lotniska. To miały być 2 tygodnie
cieszenia się własnym towarzystwem, 2 tygodnie oglądania filmów i grania w gry
planszowe, 2 tygodnie szlifowania języka angielskiego dla nas i naszych dzieci.
Kinglsey z naszą rodziną przy wigilijnym stole |
Niestety wyszło inaczej. Na
drugi dzień po przyjeździe dopadła go wysoka gorączka, a prawa noga spuchła jak
bania. W nodze powstała głęboka rana przez którą zaczęła sączyć się ropa, przy
tym ogromny ból. Nasz gość był tak słaby, że mógł tylko leżeć, siedzenie
sprawiało problem. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam co się dzieje. On sam
nie wiedział co się dzieje, bo nigdy dotąd nie miał takiej sytuacji.
Dzięki pomocy przyjaciół
dostaliśmy kontakt to lekarza ortopedy, który obejrzał nogę naszego znajomego
już na drugi dzień. Chciałam tutaj z całego serca podziękować Pan Doktorowi,
który prawdopodobnie uratował życie Kingsley’owi i nigdy nie otrzymał za to
wynagrodzenia.
Wiedzieliśmy, że w przeszłości
został postrzelony na służbie w udo i miał operację, dzięki której mógł nadal
chodzić, ale dopiero teraz dowiedzieliśmy się o szczegółach. Postrzał w prawe
udo i strzaskana kość. Do 2012 roku trzy operacje, w tym uzupełnienie kości
udowej kośćmi z jego własnych kości biodrowych. Koszt tych operacji wyniósł ok
80 tys. PLN, co w przeliczeniu na walutę nigeryjską stanowi dorobek życia kilku
dobrze sytuowanych rodzin. Złożyła się cała jego rodzina i też on sam zaciągnął
długi, które spłaca do tej pory.
Tuż po operacji w Nigerii |
Niestety wskutek tragicznego poziomu opieki zdrowotnej w Nigerii i braku możliwości jakichkolwiek wizyt kontrolnych po operacji, w ciągu kilku lat powstał stan zapalny, który był leczony tylko środkami przeciwbólowymi i przypadkowymi antybiotykami. Bóle zaczęły pojawiać się dwa lata temu, sporadycznie, zaleczane po miesiącu brania prochów. Tamtejsi specjaliści zapewniali, że to normalne po operacji i minie. Każda wizyta u lekarza oczywiście prywatna za wielkie pieniądze, każdy mówił to samo: jeśli ból nie mija, to proszę kupić Dicloflenac, który leczy ewentualne problemy kostne. Oczywiście w Nigerii wszelkie antybiotyki można kupić bez recepty w aptece. Proste.
W wyniku narastających długów
nasz przyjaciel zrezygnował z posady oficera policji na rzecz pracy w polskiej
fabryce, bo dzięki temu mógł zarobić kilkakrotnie więcej, wysłać pieniądze
żonie i czwórce dzieci, opłacić szkoły, konieczną opiekę medyczną i mieć
perspektywę spłacenia w końcu starych długów. Przed wyjazdem swojej żonie,
matce i dwóm siostrom kupił po 40 kg ryżu - bank żywieniowy, aby przetrwali do
momentu, gdy wyśle pierwsze pieniądze.
Kingsley |
Niestety, być może wskutek
przeciążenia nogi podczas podróży samolotem lub naszego chłodnego klimatu,
kulminacja zapalenia przypadła na sam początek pobytu u nas. Lekarz ortopeda
stwierdził sepsę, pobrał wymaz z przetoki, w którym wykryto niezbyt popularną
bakterię. Rozpoczęło się trzymiesięczne leczenie, wszystko dzięki uprzejmości
lekarza ortopedy, który przyjmując go prywatnie nie wziął ani grosza za żadną
wizytę. Koszty leków, badań i wspomagającego leczenia ziołami ponosiliśmy do
spółki z najbliższymi przyjaciółmi, którzy z wielką troską pytali, czy może coś
trzeba kupić, coś pomóc. Pomógł rówież ksiądz z parafii….
Bardzo się przestraszyliśmy,
że ten człowiek nam może umrzeć. Pierwsze dwa tygodnie przeleżał na kanapie
idąc ledwo do WC. Nigdy się nie skarżył, ale widzieliśmy, że cierpi. Lekarz
ortopeda nie pocieszał, wręcz raz zapytał, czy nie chcielibyśmy go odesłać do
Nigerii - bo co zrobicie, jak wam umrze jednego dnia od zakażenia krwi? -
pytał. My jednak uznaliśmy, że nie możemy odmówić tej pomocy, zrobimy wszystko,
aby dać mu szansę ocalenia nogi, a może więcej… może uda się ją wyleczyć?
Wiedzieliśmy, że jeśli go odeślemy do Nigerii, to umrze tam z zaniedbania.
Zdjęcie z rezonansu
magnetycznego wędrowało z rąk jednego lekarza do drugiego, otwierali oczy ze
zdumienia, nigdy nie widzieli tak rozległego zapalenia kości i szpiku, ropy
kapiącej z każdego milimetra mięśni. Po dobraniu odpowiednich antybiotyków
udało się powstrzymać ból, ropa przestała lecieć strumieniami, ale przetoka do
tej pory jest aktywna.
Zdjęcie z rezonansu magnetycznego chorej nogi |
Po trzech miesiącach leczenia
człowiek poszedł do pracy, dzięki Bogu, bo w ten sposób mógł tutaj nadal legalnie
przebywać i mieć wreszcie ubezpieczenie zdrowotne, ale pracował tylko na pół
etatu, po czterech godzinach pracy fizycznej padał ze zmęczenia. Pracował w
polskiej firmie, płacił podatki i składki emerytalne, z których kiedyś wyliczą
nasze emerytury. Wszystko zgodnie z prawem.
Bardzo dbaliśmy, aby wzmocnić jego organizm. Do tej pory zażywa zioła, pije nutridrinki, odżywia się dobrze, dba o siebie. Nadal mieszka z nami, je z nami, pilnujemy, aby był w dobrym stanie, jest członkiem rodziny. Traktuję go jak moje kolejne dziecko, razem z nim mam czterech synów.
Jednym z większych problemów
jakie się pojawiły była bezradność, która dopadła nas w pewnym momencie jego
leczenia. Zaprzyjaźniony lekarz ortopeda, nota bene specjalista od kręgosłupów,
zlikwidował gorączkę i polecił, aby znaleźć szpital, który zgodzi się
przeprowadzić operację, bo tylko w ten sposób można leczyć tak bardzo rozległe
zapalenie kości i szpiku.
Wędrowaliśmy od przychodni do
przychodni, od specjalisty do specjalisty. Lekarze z naszego rejonu rozkładali
ręce tłumacząc, że nie mają doświadczenia w leczeniu takich przypadków, a już
zwłaszcza nie ran postrzałowych nogi. Do tego fakt, że to obcokrajowiec, komplikował
wszystko – leczenie jest bardzo kosztowne – a czy na pewno NFZ zwróci
szpitalowi poniesione koszty? Wszystkie badania takie jak rezonans, tomografia,
rentgen, usg, wymazy z przetoki, to wszystko trzeba było robić prywatnie…. Do
tego jeszcze nie ma antybiotyków doustnych które mogą zwalczyć bakterię
panoszącą się w nodze, trzeba podać antybiotyki na nośniku bezpośrednio do
kości, operacyjnie oraz w kroplówkach. Każdy lekarz mówił: proszę pani, w naszym
województwie nie ma lekarza, który by miał doświadczenie w tej kwestii, przykro
mi - to zazwyczaj słyszę. Ale każdy z nich długo patrzył w oczy czarnoskóremu
człowiekowi i pytał: a jak on proszę pani chodzi? Jak on może pracować? macie
wielkie szczęście, że nadal jest z wami. A nie chcecie go odesłać do Nigerii….?
Ten post opublikowałam kilka
miesięcy temu na grupie „Forum Inspiracji Kulturalnych” po to, by ktoś mi
powiedział, żeby się nie poddawać. Bo już czułam się zupełnie bezsilna.
Wszystko się we mnie buntowało przeciwko myśli, aby po trzech miesiącach
leczenia przestać…. Stanowczo sprzeciwiałam się temu, aby człowieka
wyciągniętego z ramion śmierci pozostawić na pastwę losu. Bolała mnie
bezsilność i to, że tak często w swojej chęci pomocy odbijałam się od ściany…..
czy naprawdę dotarliśmy do punktu, w którym nic się nie da zrobić? czy miałam
bezsilnie czekać aż noga znowu spuchnie i pęknie z nadmiaru ropy, a gorączka
rozłoży go znowu na długie dni?
Od członków tej grupy
otrzymałam wiele pomocy, a Kinglsey zyskał możliwość leczenia w jednym z
najlepszych szpitali w Polsce. Ale to już w następnym poście.
Komentarze